Ja mogę podzielić się tym, czego nauczyłam się na warsztatach. Na początku usłyszałam:,,Pod żadnym pozorem nie stosować czerni!''. Aż nagle, na drugim roku widzę, jak nasza instruktorka dodaje ziarenko czerni do sankiru. Jak to? pytam. Nauczyciele, dobrzy nauczyciele dzielą się mądrze tajnikami. Na początku lepiej jest, jak nie stosuje się czerni, bo nieumiejętne łączenie kolorów spowoduje, że będą brudne i za ciemne. Jeśli chodzi o sankir, to rzeczywiście z czasem wyjdzie czerń, ale tylko wtedy, gdy nie ma się wprawy i umiejętności zdobytych przez lata. Kiedy już pisanie ikon było dla nas ,,łatwiejsze'' dowiadywałyśmy się o wielu ważnych trikach. Ja osobiście jeśli stosuję czerń, to w minimalnych ilościach. Wyjątkiem są ikony świąteczne, o których wspomniano wyżej. Czerń czerni nie równa, to prawda. Jeśli chce się stosować czerń, najlepiej poeksperymentować z nią na kartce, zresztą tak samo, jak z bielą tytanową. Wiem, że moje ikony nie są żadnym przykładem, jest w nich wiele błędów, ale dla porównania, jeśli ktoś chce, może zobaczyć. Nigdy nie stosuję bieli cynkowej, zawsze tytanową-szczególnie na oblicze. Czerń dla mnie-tylko żelazowa błękitnawa. Ile malarzy ikon, tyle teorii. Rozpisałam się, już kończę.