Tą ikonę malowałam na zasadzie nauki, bez żadnego myślenia o konkretniej szkole. Bardziej skupiłam się na tym, że to moja ulubiona scena ewangeliczna. To było chyba 3 lata temu. Uczyłam się operować pędzlem, bo nawet tego nie umiałam. Chodziło mi o konkretną metodę. Tutaj chciałam zobaczyć, jak się maluje skały i roślinność na zasadzie budowania kształtu bez kładzenia podmalówek. Malowałam cieniutko, prawie wodą. W postaciach widać, że styl jest już całkiem inny, bo brakło mi cierpliwości, a poza tym ta deseczka to jedna z tych, na której uczyłam się gruntować i przegrzałam grunt, co oczywiście zostało uwidocznione przez dziurki w gruncie. Moje oko nie byłoby w stanie na to patrzeć, więc szaty kładłam już grubą warstwą koloru bazowego.
Teraz np. szatę Chrystusa zrobiłabym bardzo lekką, białą, w niektórych miejscach przezroczystą. Jak widać, szata Marii Magdaleny jest tylko zaczęta. Może kiedyś to wszystko poprawię i skończę, ale jak na razie to nic z tego nie będzie. Szczególnie na szacie Jezusa uczyłam się kłaść cieniutkie bliki. Ja naprawdę uczę się od podstaw. Nigdy nie miałam pędzelka w dłoni, poza plastyką w szkole, która była dla mnie udręką. Dopiero teraz zaczynam bardziej zwracać uwagę na szkoły, style...Wtedy uczyłam się jak dziecko, podstaw. Deseczka jest mała i bardzo wypaczona, więc jeśli ją kiedyś skończę, to na pewno zostanie u mnie.